Nowy papa Hem – Radosław Rzeszotek
Augustyn Baran
Radosław Rzeszotek, ksywa Radecki, wydał książkę – zbiór reportaży „Głupcy wierzą w poranek”.
Nie tylko głupcy – pomyślałem, biorąc książkę do ręki z postrzępionej koperty. Młody reporter może się mylić, stary –musi.
Radeckiego spotkałem jako opornego chłopca całkowicie przypadkiem. Stałem u wejścia do niegroźnej jaskini, dopalając papierosa, gdy na moich oczach przy ogromnej szparze w ziemi jakiś chłopiec płakał, zapierał się długimi już wtedy nogami o skalny karb i prosił:
– Tato, ja nie chcę do piekła…
Ojciec tłumaczył, że w jego wieku (5 może 7 lat) piekło jest konieczne, ale chłopiec wciąż płakał.
– Niech go pan zostawi ze mną, ja też nie lubię piekła.
Radecki urodził się w Toruniu.
W Toruniu na Rudaku, gdzie przyszedł na ten świat,
Kołyska stała w krzakach – tam przyszedł na ten świat
– jak głosi przyśpiewka.
Wiele lat po narodzeniu, równie wiele po nieudanej penetracji piekła, otrzymałem kartkę od chłopca – dzisiejszego reportera.
– Niech pan do mnie napisze, kiedy dorosnę przyjadę do pana. Już nie boję się piekła…
Mijały lata. Kiedy minęło ich szesnaście – pewnego poranka Radecki zjawił się u mnie. Był poranek, dzień pierwszy. Potem było wiele dni i z młodym licealistą włóczyłem się po wertepach Galicji, rozmawialiśmy o wszystkim. Nauczyłem go kląć i obserwować: ludzi, zwierzęta, kobiety, zachód słońca. Na wschód słońca młody Radecki zareagował świeżo wyuczonymi klątwami, wyrzucając mnie z własnego pokoju.
– Myślisz, że będę pisał? Że potrafię? – spytał mnie z niewiarą.
– Będziesz! – odpowiedziałem pewnie, bez proroctw. Już jesteś człowiekiem pióra…
– Przecież nic jeszcze nie napisałem – bronił się.
– Umiesz patrzeć, starczy na początek. Reszta jest walką.
Radek walczył całą noc i rano dał mi rękopis opowiadania o lotnikach.
Spojrzałem tylko na tytuł, wyrzuciłem bez czytania do kosza i spytałem:
– Leciałeś w samolocie?
– Nie…
– Pisz o tym, co widziałeś i przeżyłeś.
– Pisałem całą noc… – bronił się.
– Nikogo to nie obchodzi. Ważne, co napisałeś.
– Mógłbyś chociaż przeczytać…
Siedział cały dzień smutny pod gruszą i wieczorem podał mi wiersz o stodole. Patrzył na mnie. Na odrobinę litości – pochwały…
– Wiersz dobry, podoba mi się, jest na poziomie druku – powiedziałem szczerze. – Ale nie pisz wierszy. Nie jesteś babą. Pisz prozą i tylko prozę.
– Nie widzę tematu…
– Znajdziesz! W tobie też dojrzewa piekło.
Na czwartej stronie okładki pierwszej książki Radka – jest informacja, że zadebiutował w 16 roku życia w prasie. To ważne. Jeszcze jednak ważniejsze dla niego samego było to, że nigdy ze swojego pisania nie był zadowolony. Że zawsze można było napisać: jeszcze lepiej, inaczej, okrutniej.
– Jak długo nie popadniesz w autozachwyt – tak długo będziesz pisał dobrze, coraz lepiej – odparłem.
Okresy sukcesów przewijały się z depresją twórczą i po-spiesznym dojrzewaniem intelektualnym licealisty, potem studenta historii. Polska przechodziła przez gwałtowną, w miarę możliwości „aksamitną rewolucję”. Rozpad utopijnego porządku realnego socjalizmu – był rzeczywistą lekcją historii, działa się nie na kartkach podręczników starożytności i Średniowiecza, ale na oczach młodego reportera i w jego duszy.
– Tato – powiedział do swego Ojca – wstydzę się, że mój przyjaciel Augustyn Baran jest komunistą…
Radek nie wie, że wiem o tym jego pytaniu.
– Jest książka – i to jest ważne. A jest dobra! – napisałem Młodemu Autorowi.
Jest to ważna książka nie tylko dla niego samego. Cykl najlepszych reportaży z piekła współczesnego świata:
Ze slumsów Londynu, gdzie żyją „szczuropolacy”. Z Opola zalanego żywiołem wody. Z Kaliningradu. Z dna mojej Galicji i przedmieść jego Torunia. Z wioch wokół Torunia, gdzie bitej przez dziesiątki lat przez męża kobiecie – pojawiają się stygmaty i inni mają z jej krwi realne pieniądze. Z nędzy cygańskich osad. Z dyskotek, zabaw, cmentarzy, hospicjów, gdzie umierają dzieci. O upadku starego świata i trudach narodzin Nowego. O ludziach starych i młodych dziewczętach pełnych wiary w swoje ciało, tylko ciało. O ludziach, którzy wygrali swój Los i przegrali duszę może tylko serce, odrobinę uczucia do Matki; nie mają czasu odwiedzić jej, przylatują do kraju, spotykają się z panem Prezydentem – z czołowymi politykami i mediami. Tak musi być, żeby był reportaż. O tym i o wielu innych sprawach pisze młody toruński reporter znany nie tylko z prasy regionalnej, lecz i ogólnopolskich miesięczników.
Jego książka, której tak pragnął – stała się faktem. Jest ta książka: świetna proza reportera. Młodego chłopca, za którym do szału szaleją kobiety.
Napisana językiem jadowitym, ostrym, męskim. Językiem twardym – obróbka rzeczywistości skrawaniem na zimno – ostrym nożem, narzędziem słowa. Bez litości. Bez uczucia. Bez znieczulenia też. Tak piszą mężczyźni.
Kiedyś znalazłem w reporterskiej książce E. Hemingwaya nie¬wielki akapit – dosłownie 3–5 zdań o kubańskim rybaku, który złowił olbrzymiego marlina i do przystani doholował jedynie szkielet. Minęło wiele lat od tamtego zdarzenia – pewnego razu pojawiło się na ladzie dłuższe opowiadanie – „Stary człowiek i morze”… Wkrótce był Nobel.
Nie trzeba daleko sięgać – wystarczy przypomnieć pierwsze książki reporterskie Kapuścińskiego. Innych naszych reporterów. Nie stawiam ich Radkowi za przykład. On o tym wie. Wie zresztą o rzeczy najważniejszej – że nie można nawet w czas urlopu wychodzić z piekła rzeczywistości. Że w piekle jest jego miejsce. Że nie jest w nim na sezon, ale na zawsze. Najgorsze jest to, że jest ono w pisarzu.
R. Rzeszotek, Głupcy wierzą w poranek. Wydawnictwo Adam Marszałek. Toruń 2000. s. 145