Źródło

Dwóch izdebskich gospodarzy, zarazem sąsiadów, nie miało studni ale mieli wspólne źródło na poletku trzeciego sąsiada, przez które jeden z nich musiał przechodzić przez podwórze drugiego. Ten drugi przechodził tylko przez własne i czerpał wodę ze źródła, które było niezwykle wydajne, a woda w nim krystaliczna, niemal zdrojowa. Tak było przez pewien czas, może nawet dosyć długi, bo źródło pamiętali najstarsi we wsi, że zawsze było. Ktoś mówił, że geodeci zaznaczyli go na wojennych mapach sztabowych.

Gospodarz, który nie musiał przechodzić przez niczyje podwórze, żeby dojść do źródła, postanowił je zlikwidować, a samemu wykopać studnię przy swoim domu. Wstawał w nocy i bełtał wodę w źródle dorzucając za każdym razem krowięcy łajniak. Zafajdane źródło zapadło się, zostało po nim bezużyteczne mokradełko.

Sąsiad wybrał studnię, jak zaplanował. Drugi musiał chodzić po wodę do odległego strumyka. Niestety, woda w studni  okazała  się  niezdatną  do  użytku  nawet  po przegotowaniu. Pachniała ropą, a kolor miała żółty. Tak było ponad czterdzieści  lat,  dopóki  synowie gospodarzy sąsiadów nie wybudowali wodociągów grawitacyjnych i znowu, jak przed dziesiątkami lat ich ojcowie – mają krystaliczną, prawie zdrojową wodę.

Ktoś mówił, że ostatnio naniesiono to najnowsze ujęcie wody na wojenną, sztabową mapę mojej wsi.