Fantasy `a la Beria – Bożena Budzińska
Augustyn Baran
Fantasy jest modne. Co pewien czas ukazują się książki z tej dziedziny. Zdobywają ladę i czytelników.
Nigdy nie podejrzewałem niewinnej poetki Bożeny Budzińskiej o pracę nad fantazją historyczną. Licząca 350 stron powieść Alkowy Edenu kosztowała Autorkę dziesięć lat roboty – studiów nad losem społeczeństw. W efekcie jest książka, która nie tylko zadziwia.
Jako historyk jestem zdumiony i zadziwiony. Gorzka to książka, jakby Autorka nigdy nie widziała Dobra. Nigdy go nie zaznała w najskromniejszej nawet postaci. Może chodzić, powtarzając werset z Biblii: „nie ma kto by czynił dobrze”. I na pewno powtarza.
Akcja powieści dzieje się na planecie w czasach realnego feudalizmu. Świecą nad nią dwa słońca, świecą, zachodzą, a społeczności ją zamieszkujące grzęzną w nieustannej intrydze i seksie, wojnach i rewolucjach. Królowie są zmęczeni i nie chcą być królami. Wolą pisać wiersze, których nie wolno pisać.
Alkowy Edenu z pozoru tylko są alkowami, jak i Eden jest pozorny. Spokój bywa zakłócany nie tylko intrygą, ale oskarżeniem o czary, krzywoprzysięstwo, spiskowanie przeciw Władzy. Wreszcie – zawsze można się dostać w łapy Inkwizycji, na którą nikt, nawet prymas nie ma wpływu. W alkowach jest tylko arystokracja. Arystokraci są jednak coraz bardziej zdegenerowani lub impotentami, a kobiety, chociaż wyuzdane – są bezsilne w takiej sytuacji. Za oknami Edenu – wojny i bunty, dymy stosów, na których skwierczą najpiękniejsze z kobiet – czarownice.
Zwycięska rewolucja ludowa (w czerwieni sztandarów) kładzie kres zanarchizowanej monarchii absolutnej, ale Nowy Wspaniały Ustrój jest tak samo fatalny, jak ten niedawno obalony. Skoro wszystko jest własnością ludu – nikt nie pracuje i wkrótce zaczyna brakować wszystkiego, także ludowi. Odzywa się tęsknota ludu za monarchią i jest monarchia. Ocalała przecież tu i tam arystokracja, znowu pojawia się Indeks Ksiąg Zakazanych, bo nakazanych nie warto czytać.
Lud, jak dawniej tęskni do oglądania stosów, dziesiątkowania na jego oczach jeńców, znowu grząskie tereny planety stają się krwawym błotem upiornych frontów, a tam, gdzie jest skałą – krew przelewa się przez cholewki i chlupocze żołnierskich butach. Powieść Bożeny jest swoistym reportażem z rzeźni narodów. Pokój jest czasem przygotowania do lejnej wojny, a wojna – nauczką do następnej, jeszcze doskonalszej.
Wszyscy walczą ze wszystkimi, zatem – każdy z każdym. Kobiety nie są gorsze od mężczyzn, są lepsze: w zabijaniu na froncie i wycinaniu spętanych jeńców. Bożena się nie myli: kobiety naprawdę są lepsze w każdym okrucieństwie. Krew jest płynem historii w powieści, tortury są nieodłącznym atrybutem sprawiedliwości i Władzy. Feudalizm natomiast jest pojemnym ustrojem, bo zależność występuje w nim w całej okazałości.
Gorzka jest wiedza Autorki o mechanizmach sprawowania władzy. Nikt nie jest dobry, wszyscy są źli, a wszelkie próby zbliżenia ku Dobru kończą się niepowodzeniem.
Otwieram książkę i natrafiam na tortury kulinarne: – Bożena – jesteś lepsza od Berii – piszę w liście pochwalnym – on nie wymyśliłby tego.
Noc. Kończę lekturę fantasy Bożeny Budzińskiej i czekam na zapowiedziane dalsze części cyklu. Za oknem świeci tylko jeden księżyc. Ale nie czekam na Autorkę. Bałbym się Jej o tej porze.